top of page

Czy bieżnia służy tylko do biegania?

Post ten powstał dość spontanicznie po sytuacji, której doświadczyłam we wrocławskim tramwaju.

Byłam świadkiem rozmowy dwojga młodych ludzi (około 22-25 lat), którzy wybierali się z torbami na trening. Dziewczyna głośno komentowała swoje obserwacje ze siłowni, wyszydzając osoby, które przychodzą na nią po to, aby chodzić na bieżni. Biedaczka nie potrafiła zrozumieć: „Dlaczego takie kobiety nie pójdą sobie z kijkami na dwór pochodzić?”. Słysząc to miałam ochotę powiedzieć jej dlaczego, ale nie chciałam mieszać się do cudzej rozmowy.


No dobra. A Waszym zdaniem – taki trening zawsze musi być bez sensu? Czy zawsze trzeba na treningu machać hantlami, żeby przynosiło to efekty? Czy zawsze musimy mierzyć innych swoją miarą?



Jeszcze kilka lat temu pewnie pomyślałabym podobnie. Jednak doświadczenie trenerskie i zawodnicze nauczyło mnie już czegoś więcej: Nie oceniaj formy po okładce!

To czasem naprawdę zaskakuje, kiedy osoba ze sporą nadwagą bywa sprawniejsza i z lepszą kondycją, niż ta z talią osy. Jednak właśnie takie sytuacje pokazują, że forma to sprawa funkcjonowania całego organizmu i nie musi mieć odzwierciedlenia w wyglądzie.


Jako sportowiec poczułam oburzenie, przysłuchując się komentarzom dziewczyny. Przecież jeszcze niedawno biłam swoje rekordy, jednak sytuacja życiowa (ciąża, która nie jest jeszcze bardzo widoczna) zmieniła wszystko w moim organizmie. Dziś to ja jestem osobą, która przychodzi na siłownię, aby pochodzić po bieżni. Chodzę tempem 7 km/h i uwierzcie, że jest to dla męczące równie bardzo, co bieganie 14 km/h jeszcze 4 miesiące temu. Tak… Dzisiaj to na mnie ludzie patrzą i widzą z zewnątrz leniwą laskę, która przyszła „odklepać” trening. Dlaczego nie idę pochodzić na dwór? Bo smog nie daje mi oddychać, zewsząd kaszlą ludzie, uczucie zimna przeplata się z potem, a ja martwię się, czy dam radę wrócić do domu o własnych siłach. To ja jestem laską, która woli spacerować na bieżni czy orbitreku wśród innych ćwiczących ludzi, bo dodaje mi to motywacji i sprawia większą radość, niż samotny spacer z kijkami. Tylko dzięki maszerowaniu jestem w stanie utrzymywać tętno do 130 ud/min i nie przekraczać go.


Czy kogoś tym krzywdzę? Nie sądzę… Jednak takie pochopne osądy - już tak.


Nie mierzmy więc możliwości innych ludzi wg swojej aktualnej formy. Nigdy nie wiesz, czy osoba maszerująca jest tuż po chorobie (i próbuje wrócić do żywych), kontuzji (uczy się od nowa stawiać kroki), ma problemy z sercem (więc spaceruje prozdrowotnie) a może po prostu gorszy dzień (chód to jeden ze sposobów na regenerację). Dla jednych wyczynem jest zdobycie mistrzostwa świata, dla innych to, że zwloką się z łóżka. W jednym i drugim przypadku najważniejsze jest jedno: wygrać ze swoją słabością.


Dziękuję za uwagę. :)

bottom of page